Prezentowy listopad

Do świąt jeszcze troszkę, a ja już dostałam prezenty, mam nadzieje że nie oznacza to że Mikołaj już do mnie w tym roku nie przyjdzie hi hi. A na poważnie chciałam pochwalić się tym co otrzymałam.

To zaczynam.

Od mojej cioteczki Irenki dostałam śliczne szydełkowe bombeczki. Niestety nie ona je robi, ale jak to w każdej rodzinie, ktoś zna kogoś kto potrafi coś fajnego  i zawsze można się powymieniać lub coś zakupić.

Paradoksy :)

Coś się dzieje, a jednocześnie nic się nie dzieje. Nie wiem czy to ta pogoda czy zmęczenie młodej mamy ogromem energii mojego synka. Istnieje też opcja, że jedyna energię jaką mam spożywam na ogarnianie tego co moje dzieciątko nabroi. Synuś ma 10 miesięcy i od kiedy zaczął chodzić jest go pełno wszędzie. Paradoks, mieszają się ze sobą szczęście że mam zdrowe, żywe dzieciątko, a zarazem złość ile razy można wyciągać go z szafki w kuchni hihi. Chce mi się haftować i nie chce się. Nie chcę się zaczynać haftować trzeciego obrazka kwiatowego tryptyku, bo ciągle poszukuje schematu do mojego tajemniczego projektu. Mam już wyobrażenie o nim ale praca nawet w minimalnym stopniu się nie zaczęła. Myślę sobie jak zacznę wyszywać coś innego to znajdę wzór i będę musiała odłożyć pace zaczętą na bok (a tego nie lubię). Ale spotkało mnie dziś coś sympatycznego, myślałam że nie możliwe ale jednak. Koleżanka o której pisałam w poprzednim poście (ta która uczy się haftu krzyżykowego i to uczy się ode mnie) pokazała mi dziś swoją pracę. Muszę przyznać że nie jest źle, popełnia trochę błędów, ale kto tego nie robi na początku. Jak to się mówi ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi. A ta sympatyczna sytuacje to taka że poczułam się autorytetem w tej dziedzinie. Niby błahostka ale miłe. Zauważacie chaos w tym co napisałam, świadczy to jedynie o chaosie w moich myślach. Myślę jednak że jak się zmieni pogoda, jak przestanie wiać (bo u mnie wieje) i zaświeci słonko to ożyję. Wole mrozek ale słoneczny  przez te ponure dni nawet do stajni na jazdę nie chce mi się wybrać, a to jeszcze mi się nie zdarzało od kiedy zakochałam się w tym sporcie.

Dzieje się dzieje

Właśnie ukończyłam drugi obrazek z tryptyku. Pozwolę sobie być nie skromna i stwierdzam że wygląda nieźle. Chciało by się zacząć już trzeci żeby skończyć, uprać, uprasować i oprawić.

Niestety chyba muszę odłożyć to na dalszy plan. Mam bowiem za zadanie nauczyć moja koleżankę haftu krzyżykowego. Żeby jej ułatwić postanowiłam przenieść wzór na kanwę. Prosta metryczka z niewielką ilością kolorów wiec nie będzie takie trudne. Ale to pierwsze i ostatnie takie ułatwienie z mojej strony. 

Ponadto podjęłam się też pewnego tajemniczego planu. Tajemnicą musi zostać do czasu aż go wykonam i obdaruje osobę która od czas do czasu tu zagląda. Niestety finał tego planu odbędzie się dopiero w połowie stycznia. Mam nadzieje że się wyrobie z wykonaniem dwóch prac.

Moje biscornu

Tak jak obiecałam pokazuje moje biscornu, które bardzo polubiłam. I ku uciesze mojej własnej i moich najbliższych nie leży bezużytecznie tylko służy do tego do czego powinno już nie gubię igieł.

W trakcie gdy je zaczynałam robić miałam ochotę wyhaftować różowy wzór w moim ulubionym kolorze (mam już różowy tamborek i nożyczki), ale pomyślałam czy wszystko musi być różowe i wybrałam równe wesoły i energetyzujący kolor. Oczywiście bez różu się nie obeszło w środku wszyłam ciemno różowy guziczek (zdjęcie nie odzwierciedla w 100% koloru) który idealnie współgra z całością.



Czarno na białym - biscornu

Od kiedy zaczęłam zajmować się haftem miałam problem ze znikającymi igłami. Zawsze w trakcie pracy wbijałam je gdzie popadnie w fotel, poduszkę gdzie się dało. W momencie gdy byłam w ciąży mój mąż powiedział żebym się tego oduczyła bo to nie jest bezpieczne. Oczywiście miał racje, ale dopóki igły zagrażałby tylko mi nie zastanawiałam się nad tym. Postanowiłam, że jeszcze przed porodem zrobię sobie poduszeczkę na znikające igły i postanowiłam jeszcze, że muszę pamiętać z niej korzystać udało się jedno i drugie postanowienie. To pierwsze o zrobieniu nawet dwukrotnie. Tak mi się spodobało moje biscornu że zrobiłam też jedno mojej przyjaciółce Beatce którą także wciągnęłam w haftowanie. Czarno na białym to jest biscornu właśnie Beatki. Moje pokarze wkrótce … 

W połowie skończony :)

Jak zapowiadałam wcześniej pokazuje ile już wyhaftowałam kwiatowego tryptyku. Jeden obrazek jest już skończony całkowicie. Kwiatki w niebieskim imbryku delikatnie zmodyfikowałam. Kolory oczywiście dopierałam sama z pozostałości jakie miałam z innych prac. Wprowadziłam w tym obrazku kolorystykę czerwieni w kwiatkach, które w oryginalnym wzorze są różowe. Ja różowy zostawiłam tylko w motylku w celu nawiązania do różowego kubeczka z drogiego obrazka z tej serii.

Kwiatowy tryptyk

Nad tym aktualnie pracuje. Nie udało mi się zdobyć wzorów z oryginalną legendą, ale mnie to nie zniechęciło ponieważ bardzo mi się ten tryptyk spodobał. Kolory dobrałam samodzielnie i postanowiłam lekko zmodyfikować małe szczegóły w obrazkach. Na jakim etapie jestem pokarze niebawem.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...